No votes yet.
Please wait...

Masz problem i sięgasz po słodycze? Może chwilowo poczujesz się lepiej, ale pamiętaj, że potem nadmiar kilogramów zobaczysz w lustrze. Naucz się rozwiązywać kłopoty w inny sposób.

Zaczyna się to bardzo wcześnie.

Gdy mama przystawia do piersi płaczącego niemowlaka, bo czuje się samotny, upragniona bliskość fizyczna i poczucie bezpieczeństwa kojarzy się mu z jedzeniem. Jeśli malec ze stłuczonym kolankiem dostanie czekoladkę, a za dobre stopnie będzie zabierany do Mc Donalda, coś smacznego stanie się dla niego substytutem pocieszenia i nagrody. Im częściej będzie się to powtarzać, tym pewniejsze, że gdy chłopiec podrośnie, pocieszać się i nagradzać będzie za pomocą jedzenia.

Gdy pojawia się poczucie jakiegoś braku czy nieokreślonego dyskomfortu psychicznego, chętnie sięgamy do lodówki.

Nie zastanawiamy się, co nas trapi i nie próbujemy temu stawić czoła, bo po myśli: Coś jest nie tak, czegoś mi brak, pojawia się natychmiast: To chyba głód, muszę szybko coś przekąsić, a czasem, po chwili: Nie pomogło? Muszę jeszcze coś zjeść. Poczucie sytości, pojawiające się po dwudziestu minutach (tyle czasu potrzebuje nasz mózg), na jakiś czas stępi dolegliwe uczucia, upewniając nas, że dobrze zrobiliśmy. Kiedy już ten nawyk doprowadzi do nadwagi, będziemy zajadać nowe nieprzyjemne uczucie – niezadowolenie z własnego wyglądu. Dzieje się to najczęściej między jedną a drugą, „cudowną” dietą i kolejną głodówką. Objadamy się, bo się wstydzimy, że się objadamy.

Łatwo nauczyć się, że jedzenie jest dobre na wszystko: samotność, brak miłości, poczucie winy i brak odwagi.

Profesjonalnie wmawiają nam to reklamy telewizyjne. Oglądając reklamę margaryny, utrwalamy sobie obraz szczęśliwej rodziny zjednoczonej pałaszowaniem apetycznego ciasta, obietnicą rozkoszy jest kropla czekolady na dekolcie modelki, zmysłowo rozgryzającej wafelek, picie pewnej marki piwa jest charakterystyczne dla silnego faceta, który bez lęku uwalnia z sideł wilka bądź stawia czoło stadu dzikich koni. Przykłady można by wymieniać bez końca. Nieważne, co to za towar, reguła jest ta sama – na zasadzie skojarzeń, bez udziału wewnętrznej cenzury, do naszej podświadomości ma trafić przekaz, że tego właśnie produktu potrzeba nam najbardziej, bo tylko on może spełnić nasze najbardziej osobiste psychologiczne potrzeby.

Swoją rolę w uzależnieniu od określonego rodzaju pożywienia odgrywają procesy neurofizjologiczne.

Kiedy w wyniku stresu zaczynamy odczuwać potrzebę jedzenia, szczególnie węglowodanów, to dzieje się tak, bo w naszym mózgu brakuje serotoniny (jej poziom podnoszą popularne środki antydepresyjne z prozakiem włącznie). Poszukujemy jej w słodyczach. Spożycie ich poprawia nam samopoczucie na trzy godziny. Pod wpływem stresu we krwi krążą większe ilości cukru, co zwiększa poziom insuliny, potrzebnej do jego rozkładu. Jej nadprodukcja powoduje hipoglikemię, spadek poziomu cukru we krwi poniżej minimum. Wywołuje to zmęczenie, toteż aby się ożywić, sięgamy po coś słodkiego, co powoduje zwiększone zapotrzebowanie na kolejne słodycze. Tak powstaje uzależnienie.

Niektóre pokarmy zdają się „pomagać” w konkretnych stanach emocjonalnych.

Cynthia Power, psychoterapeutka z Illinois, przeprowadziła badania na 500 osobach. Stwierdziła, że zdenerwowani najchętniej sięgają po mięso, smutni pocieszają się słodyczami, samotni zajadają się makaronem i ryżem, zestresowani wybierają chipsy i dużo piją. Frustraci seksualni (?) kochają węglowodany, a zazdrośni jedzą wszystko, co im wpadnie do ręki.

Jak się bronić przed niewygodnymi, często „tuczącymi”, emocjami?

Przede wszystkim pamiętajmy, że są one potrzebne, gdyż pokazują czego potrzebujemy, ostrzegają o zagrożeniu, pozwalają pokonać trudności i uniknąć niebezpieczeństwa. Gdyby człowiek nie czuł strachu i gniewu, nie mógłby przeżyć jako gatunek. Ta mieszanina emocji, nosząca obrazową nazwę reakcji „walcz lub uciekaj”, powoduje maksymalną mobilizację całego organizmu, taką, jaka była kiedyś potrzebna przy spotkaniu z tygrysem. Efektem jest zwiększone napięcie mięśni, przyśpieszenie tętna i oddechu, wzrost ciśnienia. Dzięki temu organizm jest gotów do działania, do jakiego normalnie nie byłby zdolny.

Inna rzecz, że ten atawistyczny mechanizm uruchamiamy czasem w obliczu niewspółmiernie małego, a nawet tylko wyobrażonego niebezpieczeństwa. Taką reakcję wyzwala czyjaś nieuzasadniona krytyka, poczucie bycia wykorzystanym lub poczucie nieokreślonego zagrożenia. Bywa wtedy, że nie jesteśmy w stanie do końca wysłuchać rozmówcy i mówimy lub robimy rzeczy, których później żałujemy.

Jak rozładować napięcie, aby nie wpaść w pułapkę poczucia winy?

Do „upuszczania pary” nadają się najbardziej zęby, ręce, stopy oraz głos, dlatego w stanie bardzo silnego wzburzenia krzyczymy, tupiemy, mamy chęć uderzyć. Zamiast tego możemy wybrać (zależnie od płci i preferencji): rąbanie drzewa, froterowanie podłogi, ugniatanie ciasta (polecam drożdżowe), sporty siłowe i kontaktowe. Zęby, niestety, najłatwiej zaangażować w jedzenie, a konkretnie w gryzienie, szarpanie i żucie. Pomocna może być guma do żucia, a jeśli jedzenie, to raczej o stałej konsystencji – stąd, być może, wspomniany wyżej wybór mięsa przez zdenerwowanych. Nawiasem mówiąc, zwolennicy wegetarianizmu mówią o większej agresji mięsożerców. Coś w tym jest, pozostaje tylko interesujące pytanie, czy jedzenie mięsa jest powodem agresji, czy też jemy mięso, gdyż czujemy agresję? Co jest skutkiem, a co przyczyną?

Mistrz zen, Thich Nhat Hanh, w książce „Każdy krok niesie pokój”, którą gorąco polecam, tak pisze:
„Przykre uczucia, poddane uważnej obserwacji, mogą działać na nas oświecająco, dostarczając wglądu zarówno w nas samych, jak i w stosunki z innymi ludźmi”. Warunkiem oświecenia jest więc świadomość własnych uczuć. Nie należy ich zagłuszać, nawet jeśli są niewygodne, gdyż uciszone wybuchną z pełną siłą w najmniej stosownym momencie. Czasem wystarczy tylko gest lub pozornie mało ważne słowo. Nie powinniśmy z nimi walczyć, bowiem to, z czym walczymy, umacniamy, a to, z czym się godzimy, możemy opanować. Tak chętnie przez nas zajadane smutek i poczucie osamotnienia też są potrzebne, dają okazję do refleksji nad tym, na czym nam naprawdę zależy i pozwalają szukać sensu życia. Ilekroć cię nawiedzą, możesz, jak do tej pory, bez zastanowienia sięgnąć po porcję lodów albo przyjrzeć się uczuciu, które ci doskwiera, pomyśleć, czego naprawdę pragniesz i o to właśnie się postarać.

No votes yet.
Please wait...