Mam na imię Wioletta i 34 lata. Chciałabym podzielić się z moją historią walki z sadełkiem, na które sama sobie przez lata zapracowałam. Moją walkę, którą prowadzę do dziś i nie spocznę, póki nie osiągnę wymarzonej wagi, opisałam w „Dzienniku Odchudzania”.
Startowałam od wagi 142 kg. To był koszmar, z którym postanowiłam skończyć. Nie miałam ochoty na nic, zmuszałam się, żeby wstać z łóżka i odprowadzić dziecko do przedszkola. Droga dla mnie była potwornie długa, choć było to niedaleko. Problemem były dla mnie wszystkie prace domowe. Problemów było znacznie więcej, doszło do tego, że musiałam prosić męża o pomoc, bo nie mogłam sama obciąć sobie paznokci u nóg. Natomiast największą przyjemnością i radością było dla mnie jedzenie, a właściwie objadanie się. Dziennie zjadałam ponad 4000 kcal! Wreszcie się opamiętałam, zaczęłam stosować dietę. Dostałam od taty na Gwiazdkę prezent – rowerek stacjonarny, i ćwiczę codziennie. Chodzę też na spacery.
Przestałam jeść chleb. Cukier zastąpiłam słodzikiem. Na śniadanie jem dwa plastereki wędliny i piję kawę ze słodzikiem. Obiad jem normalny. Na kolację gryzę płatki kukurydziane naturalnie bez mleka lub wafle ryżowe, jem sałatkę z pomidorów, czasami 1-2 plasterki wędliny. Staram się nie przekraczać 1200 kcal dziennie. Czasami pozwolę sobie na kostkę lub dwie czekolady, ale to naprawdę czasami!
23.05.03
No cóż, zaczęłam się odchudzać. Do dzisiaj w to nie wierzę. Staram się ważyć na czczo i tylko raz w tygodniu, jak radzą w pismach dla kobiet.
Ważę 138,8 kg! Strasznie dużo! Ale niedawno moja waga pokazywała 142,4 kg. Horror! Moje postanowienie: wytrwać w odchudzaniu do komunii syna, a uzyskanej wagi nie utracić. Chcę schudnąć 60 kilogramów. Czy to mi się uda? To zależy tylko i wyłącznie ode mnie.
26.05.03
Dziś ważę 137,4 kg, czyli waga idzie w dół.
28.05.03
Pojeździłam dzisiaj na rowerku. Chyba za mało ćwiczyłam, ale boli mnie noga (mam ostrogę) i nie mogę jej zbyt nadwerężać. Chodzę na zabiegi (ultradźwięki), ale niewiele mi one pomagają. Ciekawe, czy uda mi się schudnąć tyle, ile sobie wymarzyłam.
9.06.03
Dziś na wadze jest 136,2 kg. Ponieważ nie ćwiczyłam na rowerku, to graniczy z cudem, że w ogóle coś schudłam. Wczoraj na kolację pozwoliłam sobie na kurczaka z rożna. Przyszłam z długiego spaceru
i byłam baaardzo głodna.
17.06.03
Nikogo, a zwłaszcza mojego męża, nie obchodzi to, że się odchudzam. Jestem załamana, bo na wadze zamiast być mniej, jest, o zgrozo! o ponad kilo więcej, a dokładnie 137,8 kg. Po co ja się tak morduję?
23.06.03
Hurra! Na wadze dziś jest 134,8 kg. Jestem strasznie zadowolona. Na kolację i na śniadanie zjadam galaretkę, którą sama sobie zrobiłam. To jest dietetyczna wersja, bo z piersi kurczaka.
2.07.03
Waga mnie dobija, o ile w zeszłym tygodniu pokazywała 3 kilo mniej, to w tym nie chce się jej ruszać, tak jak mnie czasami. Chyba będę musiała poczekać na lepsze czasy.
Wieczory są coraz trudniejsze do wytrzymania bez jedzenia. Gdyby nie moje wewnętrzne hamulce, to lodówka byłaby pusta. Ale szkoda mi tych kilogramów straconych z takim trudem, dlatego nie jem. Obecna waga to 134,6 kg.
11.07.03
Waga stoi w miejscu i ani myśli się ruszyć. Co ja mam zrobić? 134,8 kg – jak długo to będzie jeszcze trwało? Zastanawiam się, co robi pani Jadzia, która odchudza się razem ze mną.
26.07.03
Niedługo komunia Dominika. Waga wreszcie drgnęła: 133,3 kg. Chyba pobyt w górach dobrze mi posłużył, choć przeraźliwie chciało mi się jeść. Ale silna wola zwyciężyła. Od dziś kawę słodzę słodzikiem.
22.08.03
Dawno nie pisałam, ale nie było sensu, bo waga stała w miejscu, czym doprowadzała mnie do szału, bo chociaż dietę trzymam cały czas, nie było widać efektów. Niestety, ciągle jeszcze ważę się na wadze w ośrodku zdrowia, bo na łazienkowej brakuje skali. Jeszcze 10 kg i będę mogła to zrobić. Dziś moja waga wynosi 132,5 kg. Muszę zrezygnować z mojego ulubionego słonecznika, bo jest bardzo kaloryczny. W małej paczce ma prawie 600 kcal.
26.08.03
CUD nad Wisłą się dziś zdarzył, bo waga drastycznie spadła w dół, aż o 3,2 kg. Nie mogę w to uwierzyć! Tak strasznie się cieszę, że jestem w stanie przenosić góry. Jutro jedziemy po dzieci wracające z kolonii, ciekawa jestem, czy zobaczą jakąś różnicę w moim wyglądzie.
Trzymam dietę dalej, moje motto brzmi: „To mózg rządzi brzuchem, a nie odwrotnie”.
12.09.03
Ważę 128 kg. Nie myślałam, że uda mi się zapanować nad własnym żołądkiem, choć czasami mam ochotę krzyczeć z głodu. Pomału tłuszcz ze mnie paruje. Szkoda, że brzuch mi nic a nic nie „zjechał”. Najbardziej pupa i nogi.
23.09.03
Ważyłam się dzisiaj, ale nie wierzyłam, że coś schudłam. Cały tydzień nie jeździłam na rowerku, mało się ruszałam, bo szyłam dzieciom ubrania na wyjazd do sanatorium. Ważę 126 kg. Hura! Może uda mi się schudnąć do założonych przeze mnie 80 kg. Do maja jeszcze sporo czasu, życzę sobie powodzenia. Tak trzymać!
13.10.03
Ostatnio waga mnie nie za bardzo lubi. Albo stoi w miejscu, albo bardzo pomalutku schodzi w dół. Dziś było 125,5 kg, czyli stoi od prawie miesiąca. Odchudzam się dalej, coraz więcej osób widzi wreszcie, że schudłam i to mnie bardzo podnosi na duchu i motywuje do dalszego odchudzania. Chodzę na kurs florystyczny, może jak go skończę, to szybciej znajdę pracę, będę już szczuplejsza.
11.11.03
Ostatnio nic nie pisałam, bo raz na wadze było 2 kilo więcej, a raz mniej. Teraz ważę 123 kg. Ciężko mi to idzie, ale dobrze, że chudnę, a nie tyję, bo boję się załamania. Brakuje mi jeszcze 23 kg do zgubienia na komunię Dominika.
4.01.04
Na jakiś czas rozstałam się z moim dziennikiem odchudzania, bo to jest dołujące, że ta wstrętna waga stoi w miejscu już tyle czasu i ani drgnie. Czasami wydaje mi się, że się popsuła. Dzisiaj na wadze domowej jest 120 kg, zobaczymy, ile będzie na wadze w ośrodku zdrowia.
Schudłam już 22 kg. Najważniejsze, że mam jeszcze parę miesięcy do wyznaczonego terminu odchudzania i muszę schudnąć tyle, ile sobie założyłam. Muszę wytrwać!
Wiola za Śląska
eee… a co dalej to schudła czy nie?