Staram się zdrowo odżywiać. Wykonuję tylko takie ćwiczenia, które sprawiają mi przyjemność. Lubię i akceptuję siebie, a także optymistycznie patrzę na świat. I pewnie dlatego nieźle się trzymam. Grażyna Wolszczak – Aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna, znana m.in. z filmów „Gry uliczne”, „Wiedźmin”, „Ja wam pokażę” oraz serialu telewizyjnego „Na Wspólnej”. Matka dziewiętnastoletniego Filipa.
Ma pani wspaniałą figurę i zawsze wygląda rewelacyjnie, młodo i pięknie. Jak pani to robi?
Grażyna Wolszczak: To w dużej mierze zasługa świadomego, zdrowego odżywiania się oraz stosunku do życia. Jeżeli ktoś się cały czas zamartwia, narzeka i zazdrości innym, musi się to w końcu uwidocznić na twarzy! Niczym się specjalnie nie przejmuję. Gdy człowiek zauważa dobre strony swojego życia, umie cieszyć się drobiazgami, to czuje się o niebo lepiej. Najważniejsze jest znalezienie w życiu równowagi. Bliska jest mi medycyna Wschodu, która ma holistyczne podejście do człowieka. Jesteśmy tym, co jemy, ale też tym, co myślimy i czujemy.
A jak się pani odżywia?
Grażyna Wolszczak: Przede wszystkim zdrowo. Dość rygorystycznie dbam o to, co jem. W moim jadłospisie nie ma np. mleka i przetworów mlecznych, bo z najnowszych badań wynika, że mleko krowie, zamiast budować wapno, wręcz kradnie je z organizmu! Przerzuciłam się wyłącznie na mleko kozie, które ma o wiele mniej szkodliwych dla człowieka kazeiny i mucyny. Cukru, który jest białą trucizną, też nie używam…
I nie ma pani czasem ochoty na słodycze?
Grażyna Wolszczak: Kiedy bardzo chcę zjeść coś słodkiego, pozwalam sobie na gorzką czekoladę, taką powyżej 70 procent zawartości kakao. Mleczna wydaje mi się o wiele za słodka. Używanie cukru jest strasznym nałogiem. „Biała trucizna” to wspaniała pożywka dla różnego rodzaju grzybów, które się w nas rozwijają. Ludzie zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, że grzybica to choroba XXI wieku! Jak sobie pomyślę, co mi tam fermentuje i gnije w środku, gdy jem cukier, moja wyobraźnia zaczyna galopować. I to wystarczy, żebym nawet nie spojrzała na pyszne batoniki. Niestety, ta metoda działa na krótko, dlatego mam też przy łóżku książkę doktora Michała Tombaka „Jak żyć długo i zdrowo”. Co jakiś czas ją sobie przeglądam i na nowo bierze mnie obrzydzenie do niezdrowych produktów.
Bardzo świadome to pani podejście do jedzenia…
Grażyna Wolszczak: Staram się. Ale zastrzegam, że nigdy nie byłam żadną fanatyczką i raz na jakiś czas lubię sobie pójść do dobrej knajpki i tam zapomnieć o wszystkich tych nakazach i zakazach. Jak ktoś poczęstuje mnie kawałkiem tortu, to też go chętnie zjem.
Gdzie pani zwykle jada obiady?
Grażyna Wolszczak: Gotuje je mój ukochany mężczyzna. Cezary jest scenarzystą i pracuje w domu, ja biegam po mieście – do teatru czy na plan serialu, więc samo się to w naturalny sposób ułożyło. Są to na ogół dania jednogarnkowe, na bazie kaszy albo ryżu, do tego warzywa i różne sosy. Mięso też jemy, ale nie za wiele, Jeszcze najzdrowsza jest cielęcina… Drób faszeruje się antybiotykami, łosoś czy panga pochodzą nie wiadomo skąd. Po prostu masakra!
A co pani pije?
Grażyna Wolszczak: Niegazowaną wodę mineralną, ale nie tylko taką, bo jest w niej za dużo minerałów. Trzeba ją zrównoważyć „kranówą”. Doktor Tombak pisze, że idealna jest woda z lodu. Ja czasem zamrażam wodę i piję odmrożoną, ale potem macham ręką, bo to jednak kłopot. Herbaty parzę tylko białe, te szlachetniejsze, i owocowe.
Podobno do trzydziestego roku życia nie uważała się pani za kobietę atrakcyjną…
Grażyna Wolszczak: Miałam kompleksy. Zawsze mi się wydawało, że tu jestem za długa, a tam znowu za krótka, tu mam za mało, a tam za dużo. Nosiłam ciuchy zakrywające całe ciało. Nigdy nie pokazywałam się np. w sukniach czy bluzkach bez rękawów, bo uważałam, że mam bardzo nieładne, za szerokie i zbyt kościste ramiona. Do chwili, gdy w jakimś piśmie zobaczyłam zdjęcie modelki o identycznej budowie jak ja, i doszłam do wniosku, że wcale nie jest ze mną tak źle. To był przełom. Od tamtej chwili zaczęłam doceniać swoje ciało.
Czy uprawia pani jakieś ćwiczenia?
Grażyna Wolszczak: Odwiedzam klub fitness 2–3 razy w tygodniu. Chodzę na moją ukochaną jogę, wykonuję też ćwiczenia na siłowni, ale tylko te, które lubię. Potem idę do sauny i wchodzę do jacuzzi.
A czy w domu się pani gimnastykuje?
Grażyna Wolszczak: O, nie! Jak sobie usiądę na kanapie, to trudno mi się ruszyć. Wszystkie swoje ćwiczenia ruchowe uprawiam poza domem. No, może z wyjątkiem wchodzenia po schodach – mieszkam na czwartym piętrze bez windy.
W jaki sposób dba pani o urodę?
Grażyna Wolszczak: Staram się pilnować, aby chociaż raz w miesiącu zrobić sobie jakiś przyjemny zabieg kosmetyczny – nawilżający lub ujędrniający.
Jest pani autorką książki „Jak być zawsze młodą, piękną i bogatą”. Co pani starała się przekazać w niej czytelnikom?
Grażyna Wolszczak: Zawarłam w niej przemyślenia na temat życia, stosunku do ludzi, jedzenia, dbania o ciało i psychikę. To książka o wielkiej sile pozytywnego myślenia. Z radością stwierdzam, że spodobała się wielu ludziom. Świadczy o tym choćby ogromna liczba listów, e-maili czy SMS-ów z podziękowaniami za to, że dodała komuś życiowej energii lub pozwoliła pozbyć się czarnych myśli. I dokładnie o to mi chodziło!
Przepis
Soczewica z boczniakami
Gotujemy przez 15 minut sporą garść zielonej soczewicy. Osobno kroimy cebulkę z boczniakiem. Posypujemy obficie świeżo zmielonym pieprzem. Wszystko to mieszamy i przez kilka minut podduszamy na oliwie. To pyszna „paciaja”, bardziej przystawka niż główne danie.
Artykuł pochodzi z Superlinii 6/2008, rozmawiała Barbara Staśko
Ilustracja (c) Sławek (Wolszczak Grażyna) [CC BY-SA 2.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons