Sama jestem chora, więc wpadłam też na pomysł: prześlę Wam stronę ze swojego pamiętnika. Wiem, że są tysiące dziewcząt potrzebujących pomocy, które pragną poczuć, że nie są same ze swoją chorobą. Piszę o bulimii, o tym, jak ciężko z nią żyć. Może to, co napiszę, choć trochę komuś pomoże… Monia Sobota, 8 sierpnia 2007 roku To jest głos rozpaczy. Życie mnie przerasta. Najgorsze jest to, że choć bliscy są wokół, to jakby nikogo nie było. Może to i moja wina, bo z nimi nie rozmawiam, a wymagam, żeby zrozumieli, co się ze mną dzieje, zrozumieli, że jestem chora. Codziennie przeżywam koszmar, koszmar walki z jedzeniem. Nienawidzę jeść, a z drugiej strony tylko tak umiem rozładować złe emocje. Nikt „normalny” nie zrozumie, „dlaczego ona je, a potem wymiotuje”. Dla „normalnych ludzi” jestem dziwaczką lub po prostu kimś gorszym. Tak też się czasem czuję, choć otaczający mnie ludzie nawet nie podejrzewają, że we mnie – na pozór uśmiechniętej, energicznej, życzliwej innym – jest bezradność, smutek i ciągłe pytanie, dlaczego to ja zachorowałam. Tak, wolałabym być gruba, ale zdrowa. Grubaski też są szczęśliwe. Choroba kieruje moim życiem. Nie chcę przyjmować gości, nie chcę, żeby odwiedzali mnie znajomi i ja też nie chcę ich odwiedzać, bo jak dopadnie mnie atak, nie chcę mieć świadków. To mój sekret. To mój koszmar. Ciągle czytam o nowych dietach. Nie, nie, ja ich nie stosuję. Tylko czytam i myślę, jak można się tak zadręczać? Można. Można zadręczać się o wiele bardziej, niestety. Dlaczego chcę być szczupła? Wszyscy mówią, że jestem chuda… Moja choroba trwa wiele lat. Przełamałam się i potrafię już o niej mówić, choć i tak nie mogę zdradzić swych najgorszych sekretów. Ale przyznałam się, że jestem chora. To ogromny postęp. Znam tę chorobę doskonale. To mój największy wróg – czasem walczę, czasem się poddaję. Mam dla kogo żyć: mam syna, męża. Tak, tak w tym wszystkim udało mi się urodzić zdrowe dzieciątko. Prawdziwy cud… Tylko dlatego podjęłam kolejną walkę…