No votes yet.
Please wait...

Dostaliśmy list od Kasi, która przez wiele lat zmagała się z tą chorobą. Opisuje w nim, w jaki sposób udało się jej z nią wygrać i wyzdrowieć.

Od dziecka byłam osobą dobrze zbudowaną. Częste przezwiska „Ty grubasie!”, śmianie się ze mnie spowodowało, że zaczęłam się odchudzać. Chciałam być szczupła jak inne dziewczyny ze szkoły. Ciągle walczyłam ze skutkami efektu jo-jo. Kiedyś tak bardzo się załamałam swoim wyglądem i tym, że nie potrafię utrzymać wagi, że zaczęłam ostro ćwiczyć. Chodziłam na siłownię, podnosiłam ciężary, aby spalić tłuszcz i zgubić brzuch. Uszkodziłam sobie nawet stawy. Po tych ćwiczeniach rozbudowałam się jeszcze bardziej.

Do 16. roku życia do wakacji udawało mi się odchudzać racjonalnie, ale potem zmarł mój ukochany dziadzio. Nie zależało mi już na niczym i zaczęłam się objadać. A później, kiedy zobaczyłam, jak bardzo przytyłam, miałam poczucie winy. Zaczęłam prowokować wymioty i stosować dużo środków przeczyszczających. Coraz częściej zdarzały mi się ataki wilczego głodu, po których zawsze wymiotowałam.
Stopniowo bulimia zagarnęła cały moim życiem. Nie jadłam śniadań, a moja uczta zaczynała się po skończeniu wykładów, w akademiku. Po zajęciach szłam do supermarketu i kupowałam wszystko, na co miałam ochotę. Dziennie potrafiłam wydać nawet 100 złotych na niezdrowe jedzenie. Były to słodycze, napoje gazowane, jakieś owoce w małych ilościach, chipsy.

Moja droga do terapii

Byłam osobą bardzo skrytą, nie potrafiłam mówić innym o problemach, ani okazywać uczuć, więc na początku nikt nie mógł się zorientować, co mi jest. Tylko mój brat miał podejrzenia. Kiedyś złapał mnie na prowokowaniu wymiotów i domyślił się prawdy. Wcześniej o moich problemach dowiedział się ksiądz, bo należałam wtedy do grupy modlitewnej. Zauważył, że dzieje się ze mną coś złego, że z uśmiechniętej, zadowolonej z życia dziewczyny, stałam się opryskliwą, krzywdzącą innych swoimi zachowaniami osobą. Po raz pierwszy zgłosiłam się do psychologa jeszcze w okresie studiowania, kiedy zauważyłam, że jest ze mną źle. Spotkanie trwało 30 minut. Było to moja pierwsza i ostatnia wizyta u tej pani psycholog. Nie rozumiała mnie i wpędzała w większe poczucie winy. Po tym, jak brat złapał mnie na gorącym uczynku, zdecydowałam się o swoich problemach powiedzieć mamie. Chciała mi pomóc, poszła ze mną do lekarza rodzinnego. Pani doktor zaproponowała mi wizytę u lekarza psychiatry. Zgłosiłam się do niego następnego dnia. Dostałam wtedy lek na obniżenie łaknienia, co tydzień chodziłam na kontrolę. I tak w 2000 r. zaczęłam leczenie.

Wychodzenie z choroby

Przeszłam w sumie trzy terapie, indywidualne i grupowe, także w szpitalu. Uczyłam się m.in., jak zaakceptować siebie i radzić sobie ze stresem, nieżyczliwością ludzi itd. Na początku nie potrafiłam się otworzyć przed grupą i mówić o swoim problemach, chorobie. Na pełne wyzdrowienie potrzebowałam aż trzech lat.
Nie było mi łatwo. Kiedy znajomi mówili mi, że ładnie wyglądam, od razu byłam zestresowana, wydawało mi się, że każdy wie o mojej chorobie. Nie miałam dużej grupy przyjaciół, bo uciekałam przed kontaktami. Nie chodziłam do restauracji, ani nie wyjeżdżałam nigdzie ze znajomymi. Nie chciałam pokazywać przed innymi, co się ze mną dzieje.

Wyjście z bulimii było dla mnie trudne też dlatego, że jestem intendentem, więc miałam cały czas kontakt z żywnością. W czasie choroby nie lubiłam swojej pracy, teraz ją lubię. Wtedy reagowałam na zapachy wymiotami. Pojawiały się nawet wtedy, kiedy się nie objadałam. Psycholog zalecił mi, żebym zawsze szczegółowo planowała cały dzień, znajdowałam więc sobie dużo zajęć. Bardzo mi to pomagało szczególnie na początku walki z chorobą. Dzięki temu, że byłam bardzo zabiegana,  nie miałam czasu i siły myśleć o obżarstwie, prowokowaniu wymiotów i stosowaniu środków przeczyszczających.

Jak małe dziecko

Najlepszym sposobem na wyleczenie się z bulimii jest powiedzenie o problemach najbliższym i zgłoszenie do specjalisty, przyjrzenie się swojemu życiu na terapiach. Od tego się u mnie zaczęło. Jest to praca nad sobą bardzo trudna, ale po uświadomieniu sobie wielu sytuacji z życia, z pomocą psychologa można odkryć, od czego choroba się zaczęła, co było jej przyczyną. U mnie powodem wpadnięcia w bulimię był brak akceptacji siebie, poczucie pustki, ucieczka przed samotnością.
W okresie mojego leczenia było różnie, raz z górki, raz pod górkę. Walka z tą chorobą to obrót o 180 stopni. Trzeba się nauczyć, jak się odżywiać, jak radzić sobie z wymiotami, po prostu – jak normalnie żyć. Wychodzenie z bulimii można porównać do małego dziecka, które uczy się wszystkiego stopniowo: najpierw siada, potem raczkuje, staje, trzymając się za meble, stawia pierwsze, jeszcze nieporadne kroki… Dopiero kiedy osoba chora na bulimię wszystko sobie uświadomi, stoi pewnie i chodzi z uśmiechem na twarzy. Bez pomocy innych by sobie nie poradziła, tak samo, jak małe dziecko. Namawiam wszystkie osoby z zaburzeniami odżywiania na wizytę u lekarza. Im szybciej bulimiczka zgłosi się po pomoc, tym lepiej dla jej organizmu, bo jest bardzo dużo powikłań po tej chorobie. Ja miałam ich bardzo wiele, m.in.: zawroty głowy, osłabienie, anemię, bóle gardła i brzucha, chore zęby i dziąsła, nieregularne miesiączki. Niestety, ciągle jeszcze leczę się na serce, mam wysokie ciśnienie i problemy z nerkami.

O mały włos nie byłoby mnie na tym świecie, a dzisiaj jestem osobą zadowoloną z życia, śmiało mówiącą o swoich problemach, zawodowych i osobistych. Jem normalnie 5 posiłków dziennie, a jeżeli zdarzy mi się jakiegoś dnia zjeść za dużo, to się tym nie przejmuję. Dzięki terapiom, polubiłam siebie, moją urodę i styl życia. Wolny czas, jak go mam, spędzam przy książce, na łonie natury, w basenie, oglądając film ze znajomymi. Ale chociaż jestem zdrowa, nadal korzystam z pomocy psychologa, dwa razy w roku. Rozmawiam z nim i opowiadam mu, jak sobie radzę z problemami – bo wiem, że bulimikiem, podobnie jak alkoholikiem, jest się przez całe życie.

 

No votes yet.
Please wait...