…a nałóg jest chorobą. Wszystko jedno, czy to uzależnienie od jedzenia, alkoholu, hazardu, seksu, komputera czy zakupów. W każdym wypadku scenariusz jest podobny…
Anonimowi Żarłocy: dwanaście kroków, AŻ. Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z tą nazwą, byłam przekonana, że to rodzaj terapii ruchowej, coś jak tai-chi czy joga. Ale to grupa wsparcia dla osób, dla których jedzenie stało się nałogiem. Mityngi AŻ, choć są inicjatywą całkowicie oddolną, mają swoje reguły i zasady. Opierają się na programie 12 kroków leczenia uzależnień, opracowanym przez Anonimowych Alkoholików i zaadaptowanym do terapii innych nałogów. W kolejnych odsłonach postaramy się przybliżyć wam tematykę owych dość tajemnych Dwunastu Kroków.
Główny cel to żeby „nie bolało” (a zwykle chodzi o trudny do zdefiniowania brak czegoś). Z czasem potrzeba coraz więcej substancji czy bodźców. Rosną koszty nałogu, nie tylko te materialne. W przypadku nałogowego objadania się może to być otyłość, problemy ze zdrowiem oraz kiepskie samopoczucie. Na dodatek, nie można tak po prostu przestać jeść. Trzeba to robić, nawet jeśli się nie chce…
W praktyce wygląda to zwykle tak: budzę się rano i myślę, że powinnam wreszcie schudnąć. Wiem wszystko: że zdrowie, że wygląd, że duża waga stanowią ograniczenie w wielu dziedzinach życia. Podejmuję więc tę ważną decyzję i zaczynam nowy dzień.
Gdzieś po drodze łapię do ręki kawałek „imieninowego ciasta koleżanki z pracy”, tak mimochodem… Prawie nie wiem, jak to się stało. Efekt zawsze jest jednak przewidywalny i dość podobny: budzi się wielkie poczucie winy i różne niefajne myśli przychodzą mi do głowy – że jestem zła, gruba i nic nie warta… Te myśli wywołują potrzebę pocieszenia się, szukam więc kolejnych słodyczy i tak koło się zamyka…
Następnego dnia budzę się rano i myślę…
Istnieją grupy wsparcia dla osób, które podobnie jak ja definiują swój problem. Moim celem nie jest agitacja do Wspólnoty Anonimowych Żarłoków. Chętnie natomiast opowiem o temacie omawianym podczas styczniowych mityngów, czyli o bezsilności wobec jedzenia.
Trudny temat: bezsilność
Wciąż na nowo uczę się o tym pamiętać. Już dość dawno zrozumiałam, że jestem bezsilna. Ale co innego zrozumieć, a co innego – umieć wykorzystać tę wiedzę. Teraz, kiedy pamiętam o swojej bezsilności, jest mi łatwiej na co dzień funkcjonować. Staram się nie tykać słodyczy, nie wpatrywać się w wystawy z łakociami, nie ekscytować reklamami oraz unikać sytuacji dla mnie trudnych, czyli na przykład biesiadowania z kuszącym jedzeniem w tle. Jak w wypadku wielu innych chorób, nie jest to łatwe. Zwłaszcza że gdy przeżywam trudne momenty, od razu myślę: „Trzeba zjeść coś słodkiego”. Jeśli na czas przypomnę sobie, że taka reakcja to część mojej choroby zwanej uzależnieniem od jedzenia, że jestem bezsilna wobec niej, ale że nie warto tak się pocieszać, bo to nie pomoże… – wtedy wygrywam! Po chwili zauważam przyjemny wzrost szacunku oraz zaufania do samej siebie, a co za tym idzie – również sympatii. Nie zdarzyło mi się jeszcze, bym w chwili podziwu dla siebie odczuwała potężny, wilczy, niezdrowy głód.
Bardzo żałuję, że moje myślenie jeszcze nie zawsze idzie w prawidłowym kierunku: „Schudnąć znaczy postarać się mniej jeść”. Wciąż jeszcze bywa, że – podobnie jak to było przed laty – chciałabym schudnąć tak magicznie, czarodziejsko, w sposób efektowny i w żaden sposób nie powiązany z wysiłkiem. Ale bezsilność wobec jedzenia potraktowana poważnie staje się podstawowym narzędziem do tego, żeby się nie poddać chorobie.
Zrób prosty test
1. Czy jesz, kiedy nie jesteś głodna?
2. Czy masz poczucie winy i wyrzuty sumienia, kiedy się objadasz?
3. Czy twoja waga ma wpływ na sposób, w jaki żyjesz?
4. Czy jesz, aby uciec od zmartwień i kłopotów?
5. Czy twoje zachowania związane z jedzeniem czynią ciebie lub innych nieszczęśliwą?
Jeśli odpowiedziałaś twierdząco na trzy pytania lub więcej, możliwe, że masz lub będziesz miała problem z nawykiem nerwowego jedzenia. Pełny kwestionariusz znajdziesz na www.anonimowizarlocy.org